Wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłem świata

Ks. Wojciech Węgrzyniak1

WT UPJPII Kraków

 

WY JESTEŚCIE SOLĄ ZIEMI, WY JESTEŚCIE ŚWIATŁEM ŚWIATA” (por. Mt 5, 13-14)

 

 

Wstęp

 

Najpierw posłuchajmy słów Jezusa:

 

Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt 5,13-16)

 

Spróbujmy w tej konferencji odpowiedzieć na pięć pytań, które pozwolą lepiej zrozumieć słowa „Wy jesteście solą dla ziemi. Wy jesteście światłem świata.”

 

1. Kto mówi?

 

Najpierw zwróćmy uwagę na to, kto mówi.

Dlaczego to pytanie jest ważne? Jest ważne, bo nieraz waga wypowiedzi zależy od tego, kto jest jej autorem. Inaczej słuchamy rodziców, a inaczej ludzi obcych. Z innym nastawieniem wpadają nam w serce słowa własnych dzieci i dzieci, które uczymy. Z pewnością inaczej przejmujemy się nakazem dyrekcji niż poleceniem portiera. Już nie mówiąc o tym, że w górach bardziej wierzymy geografowi niż katechecie…

Słowa Wy jesteście solą dla ziemi… Wy jesteście światłem świata wypowiada Jezus z Nazaretu, wędrowny nauczyciel, uważany przez niektórych za proroka, a przez swoich uczniów za Mesjasza, Syna Bożego - Ktoś, kto choć żył 2000 lat temu, ma dzisiaj ponad 2 miliardów wyznawców na świecie, czyli ludzi którzy mniej lub bardziej świadomie mu wierzą.

Prawda o Jezusie jest jeszcze głębsza. To Bóg który stał się człowiekiem. Zatem w pewnym sensie to jedyna Osoba w historii świata, która łączy niebo z ziemią, która jak nikt zna i niebo i ziemię, zna świat boski i świat ludzki.

Co to znaczy w praktyce? Jeśli słowa Wy jesteście solą dla ziemi… Wy jesteście światłem świata wypowiada Bóg-Człowiek, to nie są to słowa dyletanta, ignoranta czy komika. Skoro wypowiada je ten, który zna prawdę o człowieku lepiej nawet niż my sami, bo z boskiej perspektywy wieczności, to czyż możemy wątpić w prawdziwość tych słów? Czy nie powiemy za św. Piotrem: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego?” (J 6,68)

 

2. Kim są „Wy”?

 

Ważną jest nie tylko odpowiedź na pytanie kto mówi, ale również do kogo mówi. Najpierw chociażby z tego prostego powodu, że może się okazać, że słowa te nie są skierowane do nas i nie należy brać ich sobie do serca. „Nie do ciebie mówię” powtarzamy czasem w potocznej mowie i już wszyscy wiedzą o co chodzi. Również w Ewangelii Jezus czasem tłumaczy coś tylko swoim uczniom, czasem mówi tylko do uczonych w Piśmie i faryzeuszy, a niekiedy do pojedynczych osób, jak chociażby do bogatego młodzieńca, Samarytanki czy Nikodema.

Kazanie na Górze, w którym padają słowa Wy jesteście solą dla ziemi… Wy jesteście światłem świata zostaje wypowiedziane zarówno do Jego uczniów jak i do tłumu, który się zebrał wokół Jezusa. Tak czytamy na początku piątego rozdziału Ewangelii Mateuszowej:

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami… (Mt 5,1-2).

Sprawa wydaje się być zatem prosta. Słowa zostały wypowiedziane tylko do ludzi zebranych wokół Jezusa, owego jedynego dnia w historii świata. Dlaczego zatem wracamy do tych słów po 2000 lat i jakim prawem ośmielamy się aplikować do nauczycieli? Można powiedzieć, że prawem dwojakim. Po pierwsze nazwijmy to prawem ogólnoludzkim, czyli takim samym jakim odnosimy do siebie przysłowia innych, powiedzenia i myśli, chociaż wiemy, że nie zostały wypowiedziane do nas. Przecież kiedy mówimy „historia nauczycielką życia”, „wolność Tomku w swoim domku” albo „kto rano wstaje temu Pan Bóg daje”, to doskonale wiemy, że chociaż autorzy tych słów nie znali nas, mamy prawo je stosować, o ile jakoś odzwierciedlają one stan naszego życia czy chociażby naszych przekonań. Takim prawem zapewne posłużył się Stefan Żeromski w „Ludziach bezdomnych” kiedy pisał: „My, lekarze! My, sól ziemi, my, rozum, my, ręka kojąca wszelką boleść…”.

Jest jeszcze jednak drugie prawo, które pozwala nam rozumieć słowa Jezusa jako odnoszące się do nas. Otóż my nie tylko jesteśmy nauczycielami, my również czujemy się, staramy się i rzeczywiście jesteśmy uczniami Chrystusa. Chrystus odchodząc z tego świata do Ojca powiedział do swych uczniów: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,19-20), a także „Gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy” (J 16,13). Jeśli więc stwierdzamy, że Chrystus jest z nami i że zesłał nam Ducha, który nas prowadzi do prawdy, to czy nie mamy prawa Jezusowych słów odnosić również do siebie? Jaki sens miałyby słowa Jezusa „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” oraz „Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem (Mt 28,19-20), gdyby to co Jezus przykazał odnosiło się tylko do współczesnych mu ludzi?

Zatem prawem ogólnoludzkim i prawem uczniów Chrystusa odnosimy do siebie słowa Jezusa Wy jesteście solą dla ziemi… Wy jesteście światłem świata .

 

3. Co znaczy słowo „jesteście”?

 

Jezus połączył swoich uczniów z solą ziemi i światłem świata za pomocą czasownika „jesteście”.

Jesteście” znaczy najpierw, że chodzi o dziś. Nie ważne czy byliście wczoraj ani nie pytamy czy będziecie jutro. Jesteście tu i teraz. Trzeba przyznać, że z punktu widzenia nauczycielskiego taki wybór czasownika daje dużo do myślenia. Przecież uczniowie byli dopiero na początku Jezusowej działalności, a więc jeszcze nie za wiele zdążyli Go posłuchać. Mimo to Jezus nie mówi: „Jak będziecie grzeczni i bardzo pilni to za 6 lat albo może za 3 lata dorośniecie, żeby stać się światłem świata.” Jezus widzi już w początkujących uczniach „światło i sól” chociaż może oni jeszcze nie dostrzegają tego wymiaru nawet w samym Jezusie! „Jesteście” to zatem nie tylko deklaracja faktycznego stanu, ale to nadzieja, która widzi więcej niż ocena innych i więcej niż własne samopoczucie.

Jesteście” znaczy również, że to dzieje się naprawdę. To nie sen, marzenie ani fatamorgana. To realizm, w którym człowiek niejako zanurza się cały w zadaniu i misji. Jeśli jesteś żoną, mężem, matką czy przyjacielem, to wiesz, że co innego jest „być”, a co innego „bywać”. Tak jak C. K. Norwid, który pyta: „Jestże się poetą, czyli raczej tylko bywa się?” („Bransoletka”).

Kiedy Jezus mówi „jesteście”, to znaczy jeszcze, że nie jesteś sam. „Jesteście” czyli jest was więcej. „Jesteście” czyli tworzycie pewną wspólnotę, której cechą jest bycie światłem i bycie solą. Może ten wymiar wspólnotowy słowa „jesteście” trzeba by naprawdę gorąco sobie wziąć do serca? My to dzisiaj doskonale wyczuwamy. My to wiemy w takich chwilach, kiedy spotykamy się razem. Ale kiedy przychodzi codzienność, może zabraknąć tej pewności, że ja nie jestem tylko sam, że moje zmagania o wiarę i światło to nie jest tylko moja, nikogo nieobchodząca, prywatna sprawa. „Jesteście” zatem zobowiązuje i daje nadzieję, byśmy pamiętali zawsze, że nie jesteśmy sami i całym sercem szukali tych, do których Chrystus kieruje te same słowa.

 

4. Dlaczego „sól ziemi”?

 

Nie może być przypadkiem, iż Jezus nazywa uczniów „solą ziemi”. Sól już w starożytności miała różne zastosowania. Była środkiem konserwującym, substancją regularnie dodawaną do nawozu, ale i środkiem poprawiającym walory smakowe. Skoro Jezus tłumaczy dalej, że na nic się nie przyda sól, jeśli utraci swój smak, to wydaje się, że o smak chodzi w tym obrazie najbardziej. Jeśli tak, to nie trudno uciec przynajmniej od czterech wniosków.

Po pierwsze jesteśmy od tego, by smak ziemi, smak ludzi, smak świata był lepszy, strawniejszy, przyjemniejszy. Skoro zatem jesteście solą ziemi, bez was ziemia jest gorsza. Skoro jesteście tym, co podnosi wartość, nie możecie omamić się niedowartościowaniu. Nie możecie pozwolić zabić w sobie tej szlachetności, która widzi w powołaniu nauczycielskim, powołanie szczególne.

Po drugie, skoro jesteśmy solą ziemi, musimy ziemię szanować. Sól bez ziemi nie spełni swojego zadania, nie poprawi jakości, nie doda smaku, nie zrealizuje swojego podstawowego posłannictwa. Sól nigdy nie będzie sobą, jeśli nie będzie dla ziemi. To uczy nie tylko pokory, ale to uczy konieczności bycia dla innych i uczy szacunku wobec innych. Bo to dzięki uczniom, nauczyciel naucza. Dzięki nim staje się bardziej sobą.

Po trzecie, skoro sól może utracić smak, trzeba postarać się o czujność. Nikt nie jest nauczycielem na zawsze i nawet geniusz może zakopać talent, a chodząca encyklopedia może przestać inteligentnie chodzić. Łatwo wpaść w pokusę rutyny i powtarzających się opowiadań o własnej świetlanej przeszłości i osiągnięciach, które przecież nie są na zawsze. Ziemia potrzebuje soli corocznie i to soli, która rzeczywiście jest solą.

Po czwarte, trzeba się zgodzić, że czasem możemy na nic nikomu nie być potrzebni i czasem inni mogą nas nawet podeptać. Bo skoro sól bez smaku wyrzucona jest na podeptanie, co się dziwić tym, którzy chcą nas zadeptać, kiedy tracimy to, czym naprawdę jesteśmy? Jeśli nie poprawiamy smaku ziemi, to cóż po nas? Jeśli nie jesteśmy żadnym walorem dla ludzi, to dlaczego się dziwimy, że ludzie nami gardzą? Może przyjść taki moment, kiedy sól musi zrobić rachunek sumienia, żeby nie mieć pretensji do ziemi i do siebie samej, ale żeby zrozumieć, że jej wartość i sens są nierozłącznie związane z jakością. Nikt nie będzie litował się nad solą bez smaku i nikt nie będzie jej szukał.

 

6. Dlaczego światło świata?

 

W tradycji żydowskiej za światłość świata uważany był Izrael, Jerozolima a także Boże prawo. Czytamy np. u proroka Izajasza: „Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów (Iz 42,6), a także: „To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi” (Iz 49,6).

Cel Jezusowego obrazu wydaje się być dosyć jasny. Po pierwsze, Jezus zdaje się mówić: „Musicie być widoczni”. Co to za światło, które jest schowane? Albo co to za miasto na górze, którego nie widać? Światło ma sens tylko wtedy, kiedy jest widoczne. Kiedy nie jest widoczne, jest ciemnością. Lampa nie jest pokorną, kiedy nie chce świecić i nikomu nic po słońcu, które zaszło. Wiara w Jezusa, życie Jego nauką nie jest sprawą prywatną. Najpiękniej opisał to chyba Norwid kreśląc Promethidion:

 

Bo nie jest światło, by pod korcem stało,

Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,

Bo piękno na to jest, by zachwycało

Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.

 

Nie chodzi tu o jakieś zmuszanie do duchowych zwierzeń, ale o odwagę i dumę chrześcijańskiego życia. Jeśli świat nie wstydzi się wypowiadać publicznie takich absurdów, jakie słyszymy raz po raz, jeśli obnosi się ze sprawami, które nie są ani publiczne, ani pożyteczne, to czyż my mamy się wstydzić nauki Jezusa? Mamy się wstydzić miłości prawdziwej? Mamy milczeć, kiedy ci, co powinni zamilknąć, nie przestają mówić? Czyż nie jest zadaniem ale i radosną dumą uczniów Chrystusa mówić to, czego On nas nauczył? Kto zarzuci Chrystusowi prywatę? Kto Go posądzi o małostkowość? Kto ośmieli się wytknąć mu nieznajomość tematu? Czyż my, mając takiego promotora, takiego nauczyciela, takie źródło światła i taki generator energii, mielibyśmy udawać, że o wszystkim warto mówić tylko nie o ewangelicznej prawdzie?

Jezus zwraca jednak uwagę na to, że tym, co ma oświecać ludzi powinny być przede wszystkim nasze uczynki. Na pierwszy rzut oka, takie stwierdzenie wydaje się być zaskakujące. Czyżby zatem nie chodziło o światło nauki Chrystusa? Czyż to nie On jest światłem świata? Czyż mówienie prawdy nie jest wystarczającym światłem? Tak się właśnie składa, że nie jest. Nie chodzi bowiem Jezusowi o to, byśmy mówili jak trzeba żyć, ale żebyśmy pokazali, że da się tak żyć. Nie chodzi o to, żeby mówić o takiej prawdzie, która wyzwala, ale tak tą prawdą żyć, aby wolność była namacalnym argumentem prawdomówności. Tylko uczeń, który wprowadził w życie słowa Mistrza, będzie doskonałym nauczycielem. Tak się składa, że Ewangelia to jest szkoła z praktykami, bo życie nie jest tylko teorią. Uciec w tej szkole z praktyk albo ich nie zaliczyć, nie dyskwalifikuje szkoły, jak chcieliby może niektórzy, ale dyskwalifikuje nawet najlepszych teoretyków. Może są tacy w szkole Ewangelii, którzy za wszelką cenę chcieliby pozostać tylko uczniami teorii. Tacy jednak ani nie przejdą do następnej klasy, ani nie pomogą tym, którzy chcieliby od nich nauczyć się życia. Być światłem dla świata oznacza wybrukować ludzkie ścieżki dobrymi (nie intencjami ale) uczynkami.

 

Zakończenie

 

Jezus mówiąc Wy jesteście solą dla ziemi… Wy jesteście światłem świata odkrywa również ostateczny cel, konsekwencję i skutek Jego słów. Mówi o Boskiej chwale: aby chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Nie chodzi tu o megalomanię Boga ani próżność Stwórcy. Chodzi o zobaczenie swojej misji w kontekście Boga Ojca, czyli o wiarę w to, że możemy jako dzieci być dumni, że nie robimy soli tylko dla ziemi, ani nie zapalamy światła tylko dla świata. Wszystko cokolwiek robimy, robimy z miłością dla Niebieskiego Taty. Ta zaś miłość nigdy nie pozostaje nieodwzajemniona. Nigdy nie jest nadaremna, nigdy toksyczna ani żałosna. Ta miłość jest wszystkim, a bez niej - jak pisał Twardowski - „Wszystko psu na budę”.

Na koniec, jeszcze raz przywołajmy narodowego wieszcza, by Jezusowe słowa z kazania na górze uczynił po raz kolejny słowami na dziś i słowami na jutro

 

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei 
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
 
A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
 
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!

 

(J. Słowacki, Testament mój)

 

1 Ksiądz dr Wojciech Węgrzyniak - od 1998 roku kapłan archidiecezji krakowskiej. Pochodzi z Podhala. Studiował nauki biblijne w Rzymie, a następnie w Jerozolimie. Od października 2009 roku pracuje jako wykładowca na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Ceniony kaznodzieja i rekolekcjonista. Przez pewien czas komentował niedzielną liturgię słowa w tygodniku „Gość Niedzielny”.