Ochrzczony - czyli kto?

Ks. Jarosław Kwiecień[1]

WSD Koszalin

 

OCHRZCZONY – CZYLI KTO? ALE O CO CHODZI?

 

Może czasem zadajemy sobie pytanie: co mi daje spowiedź? Jest przecież w nas autentyczna potrzeba zrzucenia ciężaru, czasem po prostu pogadania, rady. Następuje więc szperanie w pamięci, potem trochę nerwów, wreszcie mniej lub bardziej udana spowiedź i tak regularnie od lat. Ale czy coś się zmienia? Co mi daje ta comiesięczna, co trzymiesięczna procedura? Czy to warto? Szukając odpowiedzi na to pytanie najpierw wyrzucamy sobie może, że to nasze myślenie jest tylko ludzkie, że spowiedź to przecież nie czarodziejska różdżka, że Bóg działa w swoim tempie i na swój sposób. Jednak, to pytanie gdzieś tam w głowie, w sercu pozostaje. Co mi daje spowiedź?

Takie pytania zadają sobie dziś wierzący także odnośnie innych sakramentów. Małżonkowie w kryzysie po dwóch, dziesięciu, dwudziestu latach wspólnego życia pytają się: co nam dał sakrament małżeństwa? Niektórzy dochodzą do wniosku, że poza miłymi wspomnieniami i zamknięciem drogi do innego związku to chyba niewiele… Młodzi w liceum, gimnazjum pytają się: co mi da bierzmowanie? Niektórzy dochodzą do wniosku, że poza przepustką do ślubu kościelnego to chyba nic…

No a co z pierwszym i najważniejszym sakramentem – chrztem? Co mi dał albo nawet, co mi teraz daje chrzest? Oj, tu odpowiedź jest jeszcze trudniejsza… Wspomnień raczej nie ma, bo byliśmy w większości mali. Może jakaś pożółkła biała szata, nadłamana świeca czy czarno-białe zdjęcia plątają się po naszym prywatnym muzeum, tzn. po pudełkach z pamiątkami. Co mi daje chrzest? Czujemy, pamiętamy z religii i coraz częściej słyszymy od księży, że chrzest to coś ważnego, ale co? Wtedy odpowiadamy z pamięci, z katechizmu: że zgładził nam grzech pierworodny, że uczynił nas dziećmi Boga, że wprowadził do Kościoła itd. Piękne i ważne słowa! Ale czy nasze? Czy my dziś, dwadzieścia, czterdzieści, siedemdziesiąt lat po chrzcie, czujemy tu, w środku, że to był najważniejszy moment naszego życia, że gdyby wtedy nas nie ochrzcili, to by dzisiaj była tragedia, że dzięki chrztowi nasze życie dziś wygląda zupełnie inaczej?

To nasze dzisiejsze spotkanie jest właśnie po to, byśmy spróbowali odkryć sens naszego chrztu, byśmy spróbowali zajrzeć przez dziurkę od klucza do wnętrza tej tajemnicy. Kto wie, może uda się nam wyciągnąć nasz chrzest z muzeum pamiątek, odkurzyć i zacząć używać. Co zatem dał i wciąż daje nam chrzest? Albo, jak sformułowali to organizatorzy, Ochrzczony – czyli kto?

Z wykształcenia i zamiłowania mam wielu znajomych wśród chrześcijan pierwszych wieków, w pierwotnym Kościele, pośród tych zwłaszcza, których nazywamy Ojcami Kościoła. Przyznam się, że po odpowiedzi na różne pytania udaję się często do nich, odwołuję się do ich świeżej wiary, do ich prostego chrześcijaństwa, do głębi ich myśli, do ich intuicji Tajemnicy. Dziś zatem w poszukiwaniu odpowiedzi na temat naszego chrztu chciałbym zabrać Was na spotkanie z moimi znajomymi, z Ojcami Kościoła. A tak właściwie, bo czasu nie mamy zbyt wiele, to z jednym z nich.

Proszę Państwa, pozwólcie, że przedstawię: Cyprian z Kartaginy.

Najpierw dwa słowa o naszym gościu. Urodził się na przełomie wieków II i III w północnej Afryce (dzisiejszej Tunezji), która od dwóch stuleci była już kolonią rzymskiego cesarstwa. Cyprian miał szczęście urodzić się w zamożnej rodzinie, która zapewniła mu wykształcenie i karierę w zawodzie oratora i adwokata, czyli w bardzo prestiżowych i intratnych profesjach tamtej epoki. W stolicy, Kartaginie, wpadł w wir wielkiego świata, polityka, układy, pieniądze, rozrywki. Cyprian był jednak człowiekiem inteligentnym i głębokim i, pomimo iż osiągnął w życiu szczęście i bezpieczeństwo, jakie dla większości społeczeństwa były marzeniem, czuł się niepewnie, a szczęścia mu brakowało. Był poganinem, ale wiara w Jowisza i Amora, którzy, choć zwani bogami, popełniali zwykłe ludzkie bezeceństwa, nie wyglądała mu na sensowną odpowiedź na jego poszukiwania. Starożytna filozofia dawała trochę ulgi, ale była ograniczona.

Aż spotkał pewnego księdza, kapłana miejscowej kartagińskiej wspólnoty o imieniu Cecylian, który opowiedział mu o Jezusie z Nazaretu. Zaczął się z nim regularnie spotykać, rozmawiać, czytać chrześcijańskich autorów, a zwłaszcza ich wielkiego rodaka, Tertuliana. Wreszcie prosi o chrzest i wtedy wszystko się zmienia. Teraz zaczyna inaczej patrzeć na życie, rozdaje znaczną część majątku potrzebującym, porzuca karierę oratora, włącza się w życie chrześcijańskiej wspólnoty. Zaledwie kilka lat po swoim chrzcie jest już tak wielkim autorytetem dla innych chrześcijan w Kartaginie, że wybierają go biskupem miasta, stolicy całej Afryki.

Będzie nim przez zaledwie dziewięć lat, a biskupstwo wcale nie okaże się spokojną i ciepłą posadką. Od razu wybuchną prześladowania wywołane dekretem cesarza Decjusza, który nakaże wszystkim mieszkańcom imperium złożyć ofiary ku czci bogów za pomyślność imperium. Wielu z jego wiernych zginie za odmowę uczczenia pogańskich bóstw, wielu popadnie w nędzę przez karną konfiskatę majątku, wielu będzie musiało uciekać i kryć się (jak i sam biskup Cyprian), wielu wreszcie, bez zmrużenia oka, wyprze się Chrystusa… Owi apostaci już za chwilę będą chcieli wrócić do Kościoła, trzeba więc będzie określić drogę powrotu, tzn. zasady pokuty, zwłaszcza że niektórzy duchowni Cypriana będą przyjmować upadłych do Kościoła bez żadnych zasad i wymagań. Wreszcie, ci sami duchowni, zawsze zresztą nieprzychylni wyborowi Cypriana na biskupa, założą mu pod nosem własny Kościół i wybiorą swojego biskupa powodując schizmę, która rozerwie nie tylko Kościół, ale też serce biskupa… Zaledwie rok później przez Kartaginę przetoczy się fala zarazy, która wybije w mieście tysiące chrześcijan i pogan, a biskup Cyprian wraz z garstką wiernych będzie zbierał zarażonych z ulic i placów, porzuconych przez swe pogańskie rodziny i będzie się nimi opiekował. Poganie nie będą rozumieć: ci, których nienawidzimy i prześladujemy, pomagają teraz nam z narażeniem życia! Po krótkiej chwili spokoju wybuchnie nowe prześladowanie zadekretowane przez cesarza Waleriana, a biskup Cyprian zostanie ścięty mieczem za to, że nie wyprze się swej niedawno przyjętej wiary.

Ciekawe… Cyprian poganin, bogaty i ustawiony w życiu, a jednak niespokojny w duchu, i Cyprian chrześcijanin, obciążony problemami swojej owczarni i sam prześladowany, a jednak spokojny i szczęśliwy. Tego człowieka spytajmy dzisiaj o tajemnicę chrztu. Zwłaszcza, że o swoim chrzcie powiedział wiele pisząc coś na podobieństwo Augustynowych Wyznań, to znaczy krótkie dziełko zatytułowane Do Donata, człowieka, co do którego domyślamy się zaledwie, że był przyjacielem Cypriana, być może ochrzczonym w tym samym czasie co on.

 

I. NIEPEWNOŚĆ

 

Największą trudnością, która „gniecie” Cypriana jeszcze jako poganina jest niepewność, jakiś brak poczucia bezpieczeństwa. Ciekawe, że doskwiera to komuś, kto jest bogaty i świetnie ustawiony w życiu. Nie jest to jednak tylko niepewność finansowa, lęk o życie czy zdrowie. Cyprian czuje, że to, co dał mu świat jest tak naprawdę płytkie i ulotne. Posłuchajmy go:

Trwałem w ciemnościach oraz głębokiej nocy i miotany to tu, to tam błąkałem się na oślep po wzburzonym morzu tego świata gubiąc kierunek, z dala od prawdy i światła byłem nieświadomy sensu swego życia[2].

Cyprian jest Rzymianinem z krwi i kości, dumnym z wielkości swej cywilizacji, zbudowanej na niezwyciężonej armii, sprawiedliwym prawie, etosie współżycia społecznego, tradycji religijnej. Jednak te „odwieczne” pewniki w przypadku Cypriana już nie działają. Pisząc do Donata w przenośni wspina się na wysoką górę i opisuje swoje obserwacje współczesnego mu świata:

Niech ci się przez chwilę wydaje, że znalazłeś się na podniebnym szczycie stromej góry. Stamtąd oglądasz, co dzieje się na dole i wolny od ziemskich doznań widzisz, przenikającym wszystko wzrokiem, rozszalałą kipiel wezbranych fal świata. Przejęty owym widokiem będziesz współczuł światu[3].

Tu Cyprian prezentuje fotografie psującego się społeczeństwa: widowiska, które w starożytności oferowały rozrywkę w postaci patrzenia na przemoc i gwałt; przedstawienia teatralne, które oprócz ambitnej klasyki proponowały głównie niskich lotów spektakle, gdzie częstym tematem była społeczna pochwała zdrad małżeńskich oraz różnego rodzaju perwersji; życie rodzinne, nierzadko urągające moralności, przemoc i pogarda dla kobiecej godności; życie publiczne, kiedy to stróże porządku, sędziowie i adwokaci, niepomni na pryncypia sprawiedliwości uczciwości, bronili lub potępiali w zależności od otrzymanych łapówek; celebryci i wielcy tego świata, którzy, opływając w bogactwo i władzę byli często skorumpowani, z przerażeniem czuwając, by ktoś przemocą lub grabieżą nie pozbawił ich ziemskich dóbr.

W takim bezkresnym morzu zepsucia mógłby Cyprian zaufać przynajmniej sobie, w końcu był człowiekiem, który potępiał zło i tęsknił za prawością. Niestety, jest na tyle uczciwy, by uznać, że sam nierzadko uchybia zasadom moralności i w sobie samym nie znajduje pokoju.

Uwikłany w wiele błędów mego dawnego życia tkwiłem w nich nie wierząc, że jeszcze potrafię wyrwać się z tych więzów i w ten sposób wprost sprzyjałem wadom panoszącym się we mnie. Straciwszy bowiem nadzieję na poprawę pobłażałem owym występkom zadomowionym już we mnie i stanowiącym niejako moją własność. (Człowiek) z przyzwyczajenia stale potrzebuje silnych podniet, bo opilstwo wciąga, pycha nadyma, gniew rozpala, chciwość dręczy, okrucieństwo podnieca, żądza rozgłosu upaja, rozpusta pcha w przepaść[4].

Nie wiem, czy ktoś z czytających te słowa w jakiś sposób skojarzył je ze sobą samym. Nie chcę, oczywiście, powiedzieć, że każdy z nas jest w podobnej sytuacji, co Cyprian. Jednak wydaje mi się, że w niejednym punkcie możemy się z nim utożsamić. Wprawdzie my jesteśmy już ochrzczeni, ale zapominając o naszym chrzcie i jego darach tu i teraz, możemy przerazić się naszą niepewnością. Finanse rodzinne, niepewność pracy, zdrowie bliskiej osoby, losy dzieci (tych, co jeszcze raczkują, tych, co się już buntują i tych, co wybudowały już swoje życie obok nas lub daleko od nas). Może w chwilach refleksji albo właśnie w czasie tej pielgrzymki wchodzimy jakby (a przecież i dosłownie) na górę, by właśnie z góry popatrzeć na świat, który nas otacza. Czy różni się bardzo od Cyprianowego? Co będzie z nami i naszymi uczniami, studentami wobec wszechogarniającej potęgi mediów, które ułatwiając życie jednocześnie komunikują kicz, czy wręcz zezwierzęcenie, przemoc, seksualność bez miłości, inne antywartości? Co będzie z nami i naszymi uczniami wobec wciąż słabnącej, liczebnie i jakościowo, rodziny? Jako wychowawcy na co dzień musimy kleić w jakąś całość to, co potłukli rodzice, rówieśnicy, media. Co będzie z nami i naszymi uczniami wobec kryzysu autorytetów publicznych i instytucji? Czy świat, który buduje się wokół nas będzie bytowo i moralnie przychylny tym, którzy leżą nam na sercu?

Wobec tych niepokojów z tej samej góry spoglądamy na samych siebie i dostrzegamy uczciwie własną „samoniewystarczalność”, prowizoryczność naszych moralnych zwycięstw, trudność w codziennym i wiernym spotkaniu z Bogiem, i nieufność, czy mnie uda się wychować przede wszystkim siebie samego?

 

II. PEWNOŚĆ

 

Co stało się z Cyprianem, gdy odkrył Chrystusa i przyjął chrzest?

Skoro życiodajna fala zmyła ze mnie hańbę dawnego życia i światło z góry napełniło moje wolne od win i czyste serce, skoro po zaczerpnięciu Ducha, pochodzącego z nieba, powtórne narodzenie uczyniło mnie nowym człowiekiem, zaraz wprost cudownie ustąpiły wszelkie wątpliwości, otwarło się, co niedostępne, rozjaśniły się ciemności, okazało się możliwe, co wcześniej wydawało się trudne, dokonało się, co uchodziło za nieziszczalne, bym mógł poznać, że to, co było ziemskie, a więc zrodzone z ciała i skalane grzechem, od tej chwili, gdy zostało ożywione Duchem Świętym, stało się własnością Boga[5].

Skoro więc dusza wpatrując się w niebo poznała swego Stwórcę, to wyniesiona ponad słońce i ponad wszelką ziemską władzę zaczyna być tym, czym jest według wiary[6].

Osobiste ciemności Cypriana zajaśniały światłem. Stał się własnością Boga, z którym przekroczył swoje granice, który nadał sens jego dniom i nocom. Mieszkający w nim Bóg zaczął w nim i z nim dokonywać tego, co wcześniej było niemożliwe, lepiąc powoli zupełnie nowego Cypriana. Dzięki chrztowi zapachniało mu niebo, które dając mu nadzieję na niezmąconą przyszłość, uspokoiło jego teraźniejszość. To wszystko pozwoliło złożyć w przebaczającym miłosierdziu Boga jego przeszłość, która od tej pory przestała frustrować i upokarzać.

Tak rozjaśniony, Cyprian patrzy teraz na psujący się świat zupełnie inaczej. Teraz jest pełen spokoju i pewności:

Istnieje więc tylko jeden prawdziwy i dający ukojenie spokój, jedno miejsce bezpieczne i pewne, jeśli ktoś usunął się jak najdalej od burz i nawałnic tego niespokojnego świata i zrzucił kotwicę w zbawczej przystani. Tam wznosi swe oczy z ziemi ku niebu, tam ma dostęp do darów Pana, tam zbliża się myślą do swego Boga. Chlubi się też, że jego sumienie jest ponad tym, co inni w rzeczach ludzkich uważają jako wzniosłe i wielkie. Ten, kto jest większy od świata, nie może się o nic na świecie ubiegać i niczego od świata żądać. O, jakaż to stała i niewzruszona opieka, jak niebiańska obrona - móc przez wiekuiste dobra uwolnić się od oplatających nas światowych sideł i oczyścić się z ziemskiego brudu, by oglądać światło wiecznej nieśmiertelności! Wtedy dopiero będzie można zobaczyć, w jak zgubne zasadzki chciał nas wciągnąć groźny nieprzyjaciel. Uświadomienie sobie całej naszej przeszłości i jej potępienie skłania nas do umiłowania tego, czym będziemy. Nie potrzeba ani pieniędzy, ani starań, ani też orszaku, by zdobyć w ogromnym trudzie szczyt ludzkiej mocy, potęgi czy godności - jest to darmowy dar Boga i łatwo się go otrzymuje[7].

Znajdując się wciąż na rozbujanym morzu świata, Cyprian nie obawia się zatonięcia: zarzucił bowiem kotwicę w miejscu bezpiecznym i pewnym, to jest w Bogu. Patrzy więc ze zrozumieniem i współczuciem na karierowiczów, celebrytów za wszelką cenę, pogubionych i szukających bezpieczeństwa i pewności jak niedawno on sam. Chrzest daje mu jednak coś jeszcze:

Płynący szeroko Duch nie zna granic i nie powstrzymują go żadne przemyślnie rozmieszczone tamy. Stale płynie i obficie wzbiera, byle otwierała się spragniona dusza. Tyle wszechogarniającej łaski możemy zeń zaczerpnąć, z jak wielką wiarą do niego się zbliżymy. Czystość życia, bystrość umysłu i obyczajność języka daje moc ratowania cierpiących, niszczenia trujących jadów i oczyszczania dusz błądzących przez przywracanie im zdrowia, nakazywanie pokoju rwącym się do walki i spokoju niepohamowanym, łagodności wściekłym. Z nich bierze się owa moc, która pozwala srogimi groźbami zmuszać do ujawnienia się nieczystym i błędnym duchom, które wkradają się w istoty ludzkie na ich zgubę[8].

Duch Święty, który niczym rzeka płynie w Cyprianie, jest w stanie nadać moc jego słowom oraz uczynić z jego życia nieobojętny znak szlachetności i piękna oraz żywą inspirację do naśladowania.

Czy jesteśmy w stanie uwierzyć, że, ponieważ zostaliśmy ochrzczeni, dysponujemy tymi samymi skarbami co Cyprian? Przez chrzest staliśmy się terenem Boga, Jego ulubionym zakątkiem stworzenia, po którym On z lubością się przechadza. A zatem, skoro zawsze i nieodwołalnie jest tu, w środku, tu, w moim życiu, czy mogę się jeszcze czegokolwiek obawiać? Jego obecność rzuca światło na moje codzienne wstawanie i codzienną decyzję, by nie przestawać kochać, na moją pracę po ludzku bez efektów, na moje chorowanie, starzenie się i umieranie, na moje dni i moje noce. Czy nie przyzwyczailiśmy się zbytnio do zapachu nieba, który roztacza się wokół nas od chwili chrztu? Tak, Bóg naprawdę uczynił nas nieśmiertelnymi! Śmierć będzie bramą, zmartwychwstanie przywróci moje ciało, bym ten sam, co teraz, żył na wieki. W tym świetle chrzest i, jak mawiali Ojcowie, siostra chrztu, czyli pokuta, są dobrą nowiną dla mojej przeszłości, którą mogę pokochać miłosierną miłością Boga.

Czy zdajemy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy obdarowani? Mam wrażenie, że jesteśmy czasem, jak mucha, która próbując wylecieć na zewnątrz, uderza w zamkniętą połowę okna, nieświadoma, że trzy centymetry obok druga połowa jest po prostu otwarta.

Tak rozświetleni, nie musimy absolutnie bać się świata, bo choćbyśmy w nim przeżyli finansową, zawodową czy egzystencjalną porażkę, wiemy, że Pan będzie walczył o nas i za nas, tworząc na zgliszczach zburzonych, przez innych czy też nas samych, światów, nowe niebiosa i nowe ziemie.

To wreszcie On sam, działający w nas i przez nas, zapewni skuteczność naszym nauczycielskim i wychowawczym wysiłkom, odkupi nasze wychowawcze błędy oraz brawurowo wykorzysta je i tak robiąc w naszych uczniach swoje. On wreszcie nada naszemu życiu autorytet, naszym słowom moc stwórczą, naszym twarzom szlachetność, tak że nasi podopieczni nie będą już pamiętali, czy nauczyli się tego z naszych lekcji czy z naszego życia.

 

III. BĄDŹ, CZYM BYĆ ZACZĄŁEŚ

 

Cyprian wie, że chrzest to nie koniec, ale właśnie prawdziwy początek. Światło zabłysło i widać już drogę, ale wszystkie ciemności jeszcze nie zniknęły:

Przyjęty przez nas Duch opanowuje według własnej woli to, czym zaczęliśmy być. A ponieważ trwamy jednak jeszcze zawsze w ciele i w jego członkach, stąd też przez cały czas nasze cielesne, ziemskie spojrzenie przysłania chmura tego świata[9].

Cyprian pokazuje zatem, że chrzest nie jest jednorazowym popisem mocy Boga, który wycofuje się zostawiając człowieka na pastwę wciąż zagrażających ciemności. Bóg towarzyszy człowiekowi swoją łaską i zaprasza człowieka do wspólnej przygody; do wspólnego zdobywania wolności, to jest nowych przestrzeni w człowieku, by zapanował w nich Bóg i sam człowiek; do mocowania się z Bożą łaską, by zyskać błogosławieństwo w postaci nieba; do wspólnego tworzenia w człowieku przestrzeni bezpieczeństwa i pewności, by inni, pozbawieni bezpieczeństwa i pewności, mogli odnaleźć schronienie.

Jeśli pewnie i niezłomnie kroczysz drogą prawości i sprawiedliwości, jeśli przywiązałeś się do Boga ze wszystkich sił i całym sercem, jeśli tylko jesteś tym, czym być zacząłeś, wówczas otrzymasz tyle wolności, na ile wzrasta w tobie łaska duchowa. W korzystaniu z tego daru nie ma bowiem żadnego ograniczenia ani końca, jak to bywa z darami ziemskimi[10].

Cyprian wyjaśnia, że nasze wybory moralne, nie są bez znaczenia. Codzienny wybór dobra strzeże w nas otrzymanego na chrzcie skarbu. Lekceważące Boga paktowanie ze złem i mnożące się kompromisy moralne mogą zaprzepaścić Boże i nasze wysiłki:

Dzięki Niemu żyjemy, w Nim jest nasza siła, z Niego czerpiąc swą moc poznajemy już naprzód zapowiedź tego, co nas czeka w przyszłości, chociaż jeszcze tu przebywamy. Bojaźń niech stoi na straży naszej niewinności, aby Pan, który łagodnie przeniknął nasze umysły rozlewając w nich Bożą łaskę poprzez nasze sprawiedliwe postępowanie, rozgościł się w duszy, która Go raduje. Niech ów błogi spokój nie pozwoli, by miała zgnuśnieć i by wróg podstępnie nie zakradł się do niej na nowo[11].

Cyprian udziela zatem Donatowi szczegółowych rad, jak pozostać tym, czym być zaczął:

Ty, co już nosisz na sobie znak przynależności do niebiańskiego wojska i jesteś żołnierzem Ducha, staraj się jedynie o to, byś zachował karność pełną rozwagi i opierającą się na duchowych sprawnościach. Oddawaj się przeto albo gorliwej modlitwie, albo lekturze. Raz ty rozmawiaj z Bogiem, to znów Bóg będzie mówił do ciebie. Niech on cię poucza poprzez swoje przykazania, niech On tobą kieruje. Kogo On uczyni bogatym, tego nikt nie doprowadzi do ubóstwa. Czyje serce raz nasyciło się niebiańskim pokarmem, ten nie będzie więcej mówił o niedostatku. Będziesz już miał w pogardzie sufity przyozdobione złotem oraz komnaty wykładane płytami drogiego marmuru, odkąd zdasz sobie sprawę, że musisz przyozdobić raczej siebie samego, że o wiele ważniejszą jest dla ciebie troska o ten dom, który Pan zajął jakoby świątynię i w którym zamieszkał Duch Święty. Pomalujmy go barwami niewinności i rozjaśnijmy światłem sprawiedliwości. Nigdy się on nie zawali ze starości, nigdy go nie będą szpeciły spłowiałe ściany i złocenia[12].

Jakże realistyczna jest nasza chrześcijańska wiara! To prawda, widzieliśmy już niejedną chmurę na naszym niebie. Jeśli jednak, nieodwracalnie zafascynowani tym, co Bóg uczynił i wciąż wyrabia w nas, przylgniemy do Niego, zaczniemy smakować przygodę codziennej walki o piękno w sobie i w ludziach nam powierzonych. Tak zauroczeni Bożym pięknem, z większym jeszcze obrzydzeniem patrzeć będziemy na własne chwile zgody na brzydotę i z większą ochotą i skutecznością będziemy ich unikać. Może nawet zdemaskujemy w sobie podeszłe już w latach kompromisy ze złem, które, trzymając nas na uwięzi jak sznurek ptaka, nie pozwalają do tej pory wzlecieć ku niebu. Cyprian wskazuje drogę starą i nową zarazem: modlitwa, Słowo, przykazania.

 

ZATEM, OCHRZCZONY TO…

 

Ochrzczony to zatem ten, kto nigdy nie zapomniał gorzkiego smaku niepewności; kto na własnej skórze przekonał się, jak źle jest być daleko od Boga, czy to będąc nieochrzczonym, czy to sprzedawszy swój chrzest za miskę tego, co nie jest wolą Boga, czy to wreszcie zapomniawszy o skarbie, który ma, ale z którego nie korzysta. To ten, kogo nie zadowala, a czasem nawet przeraża ten świat, kogo nie zadowala, a czasem nawet przeraża on sam.

Ochrzczony to jednak ten, kto zafascynował się światłem, które niedawno lub dawno runęło w jego ciemności, nadając smak jego teraźniejszości, nęcąc go zapachem niewyobrażalnie wspaniałej przyszłości, odkupując przeszłość i nadając sens jej konsekwencjom. W ten sposób jest w stanie pojąć świat i to, co się w nim dzieje, a jednocześnie wpływać na rzeczywistość rozsiewając dobro.

Ochrzczony to wreszcie ten, kto jest realistą, kto wie, że stąd do nieba pozostał jeszcze spory kawałek drogi. Ale to jednocześnie ktoś, kto uczepiwszy się Boga, pogodnie wyrusza w drogę, razem z Nim walcząc o piękniejszą codzienność, swoją i innych. To ktoś, kto ostrożnie unika tego, co psuje to wielkie dzieło, Boże i swoje własne.

Dziękuję świętemu Cyprianowi z Kartaginy za świadectwo, a Wam, drodzy czytelnicy
i słuchacze za uwagę.

 



[1] Ks. Jarosław Kwiecień, od 2002 roku prezbiter diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, doktor teologii i nauk patrystycznych, absolwent Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego (Instytut Patrystyczny Augustinianum), wykładowca patrologii i języków klasycznych, wychowawca kleryków koszalińskiego seminarium duchownego.

[2] Cytaty pochodzą z dzieła św. Cypriana z Kartaginy, Do Donata, w tłumaczeniu M. Szarmacha opublikowanego w czasopiśmie patrystycznym „Vox Patrum” 1980, nr 15, str. 1007-1021; Św. Cyprian z Kartaginy, Do Donata, 3.

[3] Tamże, 6.

[4] Tamże, 3-4.

[5] Tamże, 4.

[6] Tamże, 14.

[7] Tamże, 14.

[8] Tamże, 5.

[9] Tamże, 5.

[10] Tamże, 5.

[11] Tamże, 4.

[12] Tamże, 15.