Błogosławieni miłosierni (Mt 5,7) List do Nauczycieli

Drodzy Nauczyciele!

 

Nasze tegoroczne spotkanie na Jasnej Górze przed Obliczem Maryi, Matki Boga, Królowej Polski i Nauczycielki Narodu, jest naznaczone przez dwie bardzo ważne okoliczności. Pierwszą z nich jest trwający w Kościele Rok Miłosierdzia, a drugą Jubileusz 1050 lecia Chrztu Polski. Spróbujmy popatrzeć na nasze życie, powołanie chrześcijańskie i misję nauczyciela w kontekście tych dwóch wydarzeń.

Potrzebujemy miłosierdzia

W orędziu przekazanym przez świętą siostrę Faustynę Chrystus przypomniał światu o niczym niezasłużonym i niewyczerpanym miłosierdziu Bożym. Ta prawda zajaśniała w Kościele dzięki determinacji Świętego Jana Pawła II, który ogłosił encyklikę o Bożym miłosierdziu, kanonizował siostrę Faustynę, ustanowił święto Bożego miłosierdzie i oddał cały świat Bożemu miłosierdziu. Ojciec Święty Franciszek, ustanawiając Rok Miłosierdzia, pisał: „Potrzebujemy nieustannie kontemplować tę tajemnicę miłosierdzia. Jest ona dla nas źródłem radości, ukojenia i pokoju. Jest warunkiem naszego zbawienia. Miłosierdzie: to jest słowo, które objawia Przenajświętszą Trójcę. Miłosierdzie: to najwyższy i ostateczny akt, w którym Bóg wychodzi nam na spotkanie. Miłosierdzie: jest podstawowym prawem, które mieszka w sercu każdego człowieka, gdy patrzy on szczerymi oczami na swojego brata, którego spotyka na drodze życia. Miłosierdzie: to droga, która łączy Boga z człowiekiem, ponieważ otwiera serce na nadzieję bycia kochanym na zawsze, pomimo ograniczeń naszego grzechu” (Misericordiae vultus 1).

Zanim odkryjemy wezwanie do tego, by być miłosiernymi, warto z pokorą zobaczyć siebie samego jako kogoś, kto potrzebuje Bożego miłosierdzia.  Człowiek nie jest samowystarczalny, ale, jak uczy codzienność, jest kruchy i słaby we wszystkich wymiarach swojego życia. Jest to ważne doświadczenie, zwłaszcza u wszystkich, którzy mają jakieś zadanie w stosunku do innych. Istnieje bowiem pokusa, by siebie uznać za kogoś większego i będącego ponad. A jednak Bóg w swoim słowie przypomina nam, że „pysznym się przeciwstawia, a pokornym daje łaskę” (Prz 3, 34; Hi 22, 29; Jk 4, 6; 1 P 5, 5).

Miłosierdzie jest pochyleniem się Boga nad naszą małością i biedą. Przemijanie, kruchość ludzkiej egzystencji, zmaganie z chorobami, codzienne troski i smutki, walka wewnętrzna z pokusami i wreszcie same grzechy, które niepokoją serce, wołają o miłosierdzie. Gdyby ktoś nie był świadom tego zmagania, żyłby jedynie na powierzchni bez dotknięcia istotnego smaku egzystencji. Tylko rozumiejąc własne człowieczeństwo, możemy zrozumieć innych i pomóc im.

Krąg miłosierdzia otwiera się w Bogu i poprzez dzieła miłosierdzia do Niego powraca, a w ten sposób spełniają się słowa błogosławieństw: „błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7). Żyjemy dzięki miłosierdziu Boga i jesteśmy wezwani, by czynić miłosierdzie. Jako chrześcijanie chcemy nieść miłość miłosierną innym, a zwłaszcza najmniejszym i potrzebującym, bo rozumiemy, że ostatecznie to jest droga do otrzymania Bożego miłosierdzia.

 

Przyjąć Chrystusa jako objawienie miłosierdzia Ojca

Istotnym elementem objawienia Bożego miłosierdzia świętej siostrze Faustynie Kowalskiej jest obraz Pana Jezusa Miłosiernego. Szczególnie pierwszy obraz, namalowany w Wilnie przez Eugeniusza Kazimirowskiego, pokazuje kontrast między pełnym światła Zbawicielem a otaczającą go ciemnością. Przedstawia on Chrystusa, który wychodzi z ciemności, rozrywa ciemność i idzie ku człowiekowi, pokazując na swoje zranione z miłości serce. Pan Jezus Miłosierny idzie ku człowiekowi z gestem błogosławieństwa. Jako chrześcijanie, czy jako chrześcijańscy nauczyciele, tak odczytajmy naszą misję jako naśladowanie Chrystusa w Jego wnoszeniu światła w pełne cienia życie. Być nauczycielem to rozrywać ciemności, iść ku młodemu człowiekowi ze światłem i miłością, by stać się dla niego błogosławieństwem, a nigdy przekleństwem czy groźbą. Żeby tak uczynić trzeba samemu przyjąć Chrystusa jako osobistego Zbawiciela. On jest jedynym światłem, które rozprasza ciemności. Dla chrześcijańskich nauczycieli przyjąć Chrystusa z Jego miłosierdziem to znaczy również wziąć Go jako wzór i model nauczyciela. Przyjęcie Chrystusa i naśladowanie Go wzajemnie się warunkują, gdyż naśladowanie Chrystusa niemożliwe jest bez uprzedniego przyjęcia Go i miłości do Niego. Myśl ludzka słusznie zauważyła, że agere sequitur esse, tzn. działanie, idzie za istnieniem. Inaczej mówiąc, człowiek działa stosownie do tego, jaki jest i kim jest. Bez przyjęcia Chrystusa każde nasze działanie jako chrześcijan będzie połowiczne i nie do końca prawdziwe, a przez młodych ludzi, którzy często oceniają świat w ostrych kategoriach ,,białe czarne”, będzie odczytywane jako nieautentyczne i w konsekwencji odrzucone. Ojciec Święty Benedykt XVI mówił w homilii na inauguracje swojego pontyfikatu słowa zawsze aktualne: „nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej”.

Miłosierni jak Ojciec

Ojciec Święty Franciszek, jako hasło Roku Miłosierdzia, zaproponował słowa: „Miłosierni jak Ojciec”. Wybraliśmy to również jako hasło naszej pielgrzymki. Piękny obraz ojca miłosiernego zostawił nam Jezus Chrystus w przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15, 11-32). Jest to przypowieść o domu, w którym żyje ojciec z dwoma synami. Wchodzimy w historię, gdy dom ten przeżywa swój dramat. Jeden z synów nie do końca czuje się tu szczęśliwy i wolny. Myśli, że jest gdzieś większa wolność i większe szczęście, więc zabiera część swego dziedzictwa i wybiera się w drogę. Kiedy poza domem zaczyna cierpieć z powodu utraty bogactwa i biedy, dowiadujemy się, że w domu były rzeczy piękne i wartościowe. W domu ojca był szanowany każdy człowiek, nawet słudzy mieli wszystkiego pod dostatkiem. Gdy syn w nędzy posiada pokusę, by żywić się strąkami, które jadły świnie, nie zdobywa się na to, ponieważ nikt mu tego nie dawał. Domyślamy się, że w domu nasiąkł prawdami podstawowymi. W blasku ojca musiał nauczyć się, że nie wolno kraść. A więc dom wydaje owoce w momencie najmniej spodziewanym. Ojciec przekazywał wartości, a syn nimi nasiąkał. Czy nie takie właśnie jest zadanie nauczyciela? Stając wobec młodych, nauczyciel posiada misję przekazywania wartości, które są niezbędne do zbudowania człowieczeństwa. Misja jest niezwykle ważna, gdyż bez wartości sama wiedza ostatecznie staje się pusta i może zwrócić się przeciw człowiekowi.

Przypowieść o synu marnotrawnym pokazuje cierpliwość ojca, który nie traci nadziei, czeka na syna i ostatecznie dostrzega go, gdy jest jeszcze daleko. Wybiega mu na spotkanie. Dalekowzroczność, która nie zraża się nawet przegranymi, a spogląda do przodu i ma nadzieję na dobro, powinna być z pewnością cechą dobrego nauczyciela. Trzeba siać dobro i mieć zawsze nadzieję. W dobru jest moc i dynamika. Charakterystyczna jest tu otwartość wyrażona w wyciągniętych ramionach, w których młody znajduje oparcie i własną wartość. Otwartość na najmniejsze nawet dobro jest znakiem miłosierdzia. Święty Jan Paweł II, w encyklice Dives in misericordia, podsumowując rozważanie przypowieści o miłosiernym ojcu, definiuje miłosierdzie jako dowartościowanie i wydobywanie dobra, które zostało przykryte złem i ludzką słabością. Pisze Ojciec Święty: „relacja miłosierdzia opiera się na wspólnym przeżyciu tego dobra, jakim jest człowiek, na wspólnym doświadczeniu tej godności, jaka jest jemu właściwa. (...)W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku” (Dives in misericordia 6). Relacja nauczyciel-uczeń posiada taki sam rys dowartościowywania i podnoszenia najmniejszego nawet dobra ukrytego w młodym człowieku, a ostatecznie podnoszenia dobra, którym jest samo człowieczeństwo. W naszej chrześcijańskiej wizji człowieczeństwo przecież niesie w sobie obraz Boga.

W drugiej części przypowieści miłosierny ojciec wychodzi naprzeciw starszemu synowi i tłumaczy mu miłosierdzie, wzywając do radości z odnalezionego brata. Starszy syn nie jest w stanie nazwać marnotrawnego syna bratem, więc ojciec chce zbudować jedność i solidarność braci. W dzisiejszym świecie, który jest naznaczony często skrajnym subiektywizmem i indywidualizmem, niezwykle cenną wartością jest solidarność, która pozwala dowartościować każdego człowieka. Wśród chrześcijańskich wartości jest także braterstwo oparte na godności każdej istoty ludzkiej stworzonej na obraz i podobieństwo Boga Ojca. Formować młodego człowieka to także uczyć braterstwa i solidarności. Jak mówił Ojciec Święty Jan Paweł II w Gdańsku w 1987 roku: „Jeden drugiego brzemiona noście” – to zwięzłe zdanie apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Solidarność – to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni – przeciw drugim. I nigdy „brzemię” dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza nad solidarność. Nie może być program walki ponad programem solidarności”. We współczesnym świecie życie może jawić się młodemu człowiekowi jako wielki wyścig po dobra czy szczęście, których może dla kogoś zabraknąć. Z takiej wizji rodzi się konieczność skrajnej rywalizacji, gdzie drugi jest postrzegany nie jako brat, ale jako zagrożenie i rywal. Wielkim zadaniem nauczycieli dziś jest więc nauczyć braterstwa i solidarności.

Jak dobry Samarytanin

Inną przypowieścią, która objawia miłosierne oblicze Boga Ojca, jest przypowieść o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10, 30-37). Posiadający wrażliwe serce Samarytanin dostrzega człowieka pobitego i półmartwego, zatrzymuje się, opatruje rany, poświęca mu czas, oddaje do dyspozycji swoje dobra. Pomoc Samarytanina jest wielkoduszna i bardzo konkretna. Przekracza ona miarę minimum i świadczy o wielkości serca. Jest to pomoc kompetentna, na którą składa się obmycie ran i zalanie oliwą i winem. Samarytanin poświęca swój czas i środki, aby uratować człowieka. Miłosierny Samarytanin jest figurą Chrystusa, który zapłacił najwyższą cenę, to znaczy cenę własnej krwi, aby uleczyć ludzkie rany.

W środowisku szkoły niestety coraz częściej spotykamy poranionego człowieka. Dysfunkcja rodziny, rozwody i brak miłości sprawiają, że serce młodego człowieka, czasem nieświadomie i bez własnej winy, krwawi. Jak wielką łaską jest spotkać nauczyciela, który będzie dobrym Samarytaninem, który zrozumie, nie zrazi się, wielkodusznie pomoże i sprawi, że życie nabierze więcej światła. Powołanie nauczyciela trzeba rozumieć jako pochylanie się nad ludzkim bólem i niesprawnością, aby przynieść ukojenie i pokój. Doświadczenie miłości zawsze pomaga młodemu uwierzyć we własną wartość i szlachetność ludzi. Ono otwiera horyzont nadziei i światła. Bez tego doświadczenia życie jawi się jako puste i bez sensu. Szkoła przez troskę i zaangażowanie nauczycieli może i powinna wypełnić pustkę, jaką czasem powoduje niewystarczalność, czy brak miłości rodzinnej. Święty Jan Paweł II mówił o „wyobraźni miłosierdzia”. W 2002 roku na Błoniach Krakowskich usłyszeliśmy jego słowa: „Potrzeba wyobraźni miłosierdzia, aby przyjść z pomocą dziecku zaniedbanemu duchowo i materialnie, aby nie odwracać się od chłopca czy dziewczyny, którzy zagubili się w świecie różnorakich uzależnień lub przestępstwa, aby nieść radę, pocieszenie, duchowe i moralne wsparcie tym, którzy podejmują wewnętrzną walkę ze złem”. Bez wątpienia jest to wyznaczenie zadań wszystkim, ale w sposób szczególny nauczycielom.

Modlitwa św. siostry Faustyny

Wszystkie przypowieści opowiadające o miłosierdziu Boga dają każdemu, kto odnajduje siebie jako błądzącego i poranionego, wielką nadzieję, ale posiadają również wartość modelową i mogą być zastosowane w środowisku szkolnym, aby pokazać powołanie nauczyciela i wychowawcy. Nie można sobie wyobrazić nauczyciela chrześcijańskiego bez tego rysu miłosierdzia, który niesie w sobie cierpliwość, wielkoduszność, dostrzeżenie choćby najmniejszego dobra, budowanie braterstwa, poświęcenie i konkretną pomoc. Dlatego każdy z nauczycieli może swoją uczynić modlitwę świętej siostry Faustyny:

„Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich. Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą. Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace. Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim. Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój. O Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz” (Dzienniczek 163).

Piękne karty historii zapisane przez polskich nauczycieli

            Myśląc o misji nauczyciela, trzeba zauważyć, że przed nami było wielkie grono wspaniałych pedagogów, którzy, kierując się chrześcijańskimi wartościami, wypełnili swoje powołanie i stali się świadkami miłosiernego Boga. W ciągu 1050 lat chrześcijaństwa w Polsce jaśnieje wiele pięknych postaci nauczycieli znanych szerokiemu gremium, ale także cichych, nieznanych siłaczek i siłaczy. Z pewnością sami w latach szkolnych spotkaliśmy wybitnych nauczycieli. Warto wspomnieć niektóre postaci. Ks. Jan Długosz w XV wieku spisywał historię Polski, będąc znanym oraz wymagającym wychowawcą synów królewskich. W latach wielkiego kryzysu Rzeczpospolitej szlacheckiej zaangażowani w szkolnictwo księża Hugo Kołłątaj, Stanisław Staszic i Grzegorz Piramowicz współtworząc Komisję Edukacji Narodowej i podejmując próbę reformy szkół polskich, aby dokonać zmiany jakościowej społeczeństwa.  W czasach zaborów siłą przeciwstawiającą się germanizacji i rusyfikacji była aktywność polskich nauczycieli. Piękną postacią jest Wanda Malczewska, kandydatka do godności ołtarzy. Żyjąc w XIX wieku, wiele wysiłku wkładała w podnoszenie oświaty wśród ludu. Mieszkańców wsi uczyła czytać i zaopatrywała w książki. Wyszukiwała zdolną młodzież wiejską, znajdowała dla niej fundusze edukacyjne i przygotowywała ją do szkoły średniej.

            W latach okupacji hitlerowskiej nauczyciele polscy podjęli heroiczny czyn edukacji młodego pokolenia na tajnych kompletach. Wielu za to dzieło zapłaciło najwyższą cenę życia. Spoglądamy z podziwem na osobę błogosławionej Natalii Tułasiewicz. Zapisała się w pamięci ludzkiej jako kobieta wielkiej modlitwy i duchowości oraz twórczy i nowoczesny nauczyciel. Uważała, że to „Boga wychowuje i kształci”. Chciała być „apostołką miłości w rozszalałym nienawiścią świecie”. Po uwięzieniu w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, wycieńczona ciężką pracą fizyczną, gruźlicą i głodem, nie zrezygnowała z misji ewangelizacyjnej i edukacyjnej. Tutaj pisała wiersze, przygotowywała młode dziewczęta do małej matury, organizowała nabożeństwa i zawsze krzewiła polskość.

Nie wolno nam zapomnieć o wkładzie edukacyjnym sióstr zakonnych i zakonników. Znajdują tu swoje miejsce między innymi jezuici, pijarzy i salezjanie oraz siostry urszulanki założone przez św. Urszulę Ledóchowską, która, sama ceniona i kochana przez młodzież, wychowywała także uśmiechem.

Teraz jest czas na nasze pokolenie, a dzieci i młodzież jak zawsze czekają na tych, którzy z miłością i cierpliwością zauważą w nich dobro, wydobędą je i sprawią, że zakwitnie. Od tego wypełnienia naszej nauczycielskiej misji zależy jutro naszej Ojczyzny i jutro Kościoła. Od tego zależy także  w dużej mierze szczęście konkretnych ludzi i przyszłych małżeństw i rodzin.

Prośmy Maryję, Matkę Miłosierdzia, która pochyla się nad nami i opiekuje, aby wyprosiła nam łaskę wiernego trwania przy Bogu oraz zasiewania dobrego ziarna w sercach powierzonych nam młodych ludzi. Prośmy Maryję, naszą Nauczycielkę i Wychowawczynię, która uczy nas jak pełnić wolę Boga Ojca i która wskazuje swojego Syna, prosząc: „uczyńcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2, 5), abyśmy potrafili wypełnić swoją życiową misję i powołanie oraz byli miłosierni jak Ojciec.

Z błogosławieństwem

+ Piotr Turzyński 

Jasna Góra, 1-2 lipca 2016 roku